,Bohemian Rhapsody. Jest jak bumerang
Uwielbiam teatr to już wiecie. Mam też filmy, które lubię. Wracam do nich kilkukrotnie, a może one wracają do mnie?
Tak to one wracają do mnie. Mimo, że znam je na pamięć. Oglądam po raz wtóry, co ciekawe nigdy się nie nudzę.
Dziś zostawię Wam moje spojrzenie, na takową właśnie produkcję.
Film , który do mnie uparcie wraca- to ,,Bohemian Rhapsody."
Każdorazowo kiedy go oglądam, zastanawiam się jak wyglądałby świat muzyki gdyby Freddie żył?
Każdorazowo przeżywam jego chorobę, płaczę po jego śmierci. Tak jakby miała miejsce ona wczoraj. Nie 33 lata temu.
Każdorazowo odnoszę wrażenie, Freddie został przytłoczony swoją sławą. Być może sam jej chciał. Być może sam do niej dążył. Bez cienia wątpliwości, nie był na nią gotowy.
Tego jestem pewna.
Był to człowiek zagubiony. Szukał sam siebie, szukał miłość i zrozumienia.
Bał się sam siebie. Szukał osoby, która w niego uwierzy.
Był emocjonalny i bardzo wrażliwy.
Potrzebował wsparcia i ukierunkowania. Kogoś kto w odpowiednim momencie ostrzegłby go przed nim samym.
Oglądając film zastanawiam się również nad tym: czy zespół Queen. Byłby ty właśnie Queen'em gdyby Freddie żył? Czy ich przeboje wychowywałyby kolejne pokolenia?
Zastanawiam się czy fenomen Freddiego polegał właśnie na tym,że prywatnie był nieszczęśliwy?
Słyszałam kiedyś, że prawdziwy artysta to nie szczęśliwy artysta. Być może tak właśnie było w tym wypadku?
Zastanawiam się co ja bym powiedziała Freddiemu gdyby miła taką możliwość?
Dała bym za nią wiele.
Nie mam pojęcia, nie znam odpowiedzi na te pytania. Pewnie nigdy ich nie poznam.
Kiedy zastanawiam się czy, a jeśli tak to kiedy Freddie był szczęśliwy?
Czykolwiek był sobą?
Film zdaję się odpowiadać na te pytania, że kiedy śpiewał i stał na scenie.
Właśnie to czuć w muzyce zespołu ,,Queen"
Komentarze
Prześlij komentarz