Wolna na własnych zasdach

  ,, Dopóki nie weźmiemy całkowitej odpowiedzialności za swoje sczęście. Nie możemy być wolni."

J. Peszek.

Dokładnie tak jest.

Ja przeszłam to drogę, nie była ona łatwa. Póki byłam w placówce, miałam tylko pozory szczęścia.

Dlaczego?

Nie mówię, że te lata nie były dobre. Nie mówi że były nie potrzebne. Były i to nawet bardzo i dobrze je wspominam.

Dlaczego zatem mówię o pozorach?

Decyzja o placówce wymusił za mnie los. Nie była ona do końca moja. Pewnie dlatego nie byłam jej do końca świadoma. Wiedziałam, że muszę ją zaakceptować. Przejść nad nią do porządku dziennego.

Pewnie, poniekąd dlatego tak łatwo odnalazłam się w nowym dla siebie środowisku.

Podobnie było wcześniej. Decydowała o mnie siostra, zakładałam że wszystko czego ona chce jest dla mojego dobra i szczęścia.

Pewnie to nią kierowało. Czułabym to bardziej intensywnie, gdybym przepracowała rodzinną tragedie.

Kiedy zatem wzięłam odpowiedzialność za szczęcie?

Decydując się na pierwszy samodzielny wyjazd do Warszawy. Zrozumiałam, że to jest ten moment. Kiedy to ja nie pytam siostry o zgodę. Nie oczekuje od niej rady. Ja decyzję już podjęłam.  

Zrobiłam to sama za siebie. Czułam, że to co robię prowadzi do mojego szczęścia. Czułam, że pierwszy raz poczuje się wolna

WOLNA NA WŁASNYCH ZASADACH I SAMA DLA SIEBIE.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk