Moja recepta na problemy

 Dziś mam dla Was pewne zdanie tyczące się teatru.

" Teatr to jest sztuka, która powinna dawać widzowi nadzieje na uporanie się z problemami."

Nie mogę powiedzieć, że jest to regułą. Nie ma jednej recepty na problemy. Nigdy chyba takowej nie będzie.

Ja w stu procentach zgadzam się z tym zdaniem. Mojej osobie, mojej duszy teatr nie jednokrotnie przynosił ukojenie. Pozwolił mi wejść w świat lepszy bez trosk, bardziej kolorowy. Pełen emocji, jednak emocji nie moich. Emocji bohaterów tylko tym żyje wówczas. Tylko to ma znaczenie, tylko to jest ważne. Staje się prawdziwe.

Moje emocje, problemy zostawiam za drzwiami. Zapominam o troskach, ładuje akumulatory. Czuje szczęście, radość,  czasem pojawiają się łzy. 

Dobre łzy, bo łzy oczyszczenia. 

Czasem się z kimś witam, czasem się z kim żegnam.

Kiedy podczas musicalu " Notre dam de Paris." Słuchałam pieśni " Ave Maria." Żegnałam się z mamą. Modliłam się właśnie do niej, dziękowałam za wspólne lata. Dziękowałam za to, że dała mi życie. Dziękowałam, że była moją mamą. Prosiłam by wyciągnęła mnie z otchłani rozpaczy. Rozpaczy właśnie po niej, rozpaczy, która budowała nie potrzebne mury. Zamykała mnie w przeszłości. Nie pozwalała iść do przodu...

Natomiast

Podczas musicalu "Metro." Słuchając piosenki " Szyba." Definitywnie rozbiłam własną szybę. Szybę, którą był wózek. Zrozumiałam, że nie ma sensu uciekać przed wózkiem. Zrozumiałam, że muszę go polubić, zaakceptować.

Przywitałam nową siebie, odważną siebie. Silną, mającą marzenia do spełnienia. Zrozumiałam, że chce poczuć jakie życie ma smak.

Nie było to łatwe, było warto...

Dziś mój świat nie jest za szkłem. Jestem w świecie nie na przeciw niego...

KONIEC.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk