Moja wizyta w Sajgonie- musical Miss Sajgon


 Witam się z Wami,
wczoraj nie powiedziałam że ponownie dotarłam do Łodzi. Tym razem na spektakl "Miss Sajgon."
Miss Sajgon to historia o miłości. Historia uczucia po między mężczyzną a kobietą. Miłości po między amerykańskim żołnierzem a młodą piękną Wietnamką.

Owocem tej gorącej miłości po między Kim a Chrisem. Jest syn Tam. Obserwując Kim jej miłość do synka, poczułam olbrzymie pokłady tęsknoty. Mały Tam był moim lustrzanym odbiciem. Ja również byłam małym bezbronnym dzieckiem. Kiedy przyszło mi się pożegnać z najważniejszą dla mnie osobą-matką.
Niby jestem dorosła niby się z tym pogodziłam. Niby idę dalej, niby żyję normalnie . Wszystko to jest jednak na niby.
Oglądając Miss Sajgon, poczułam się jak mała dziewczynka. Kiedy Kim przytulała syna tak bardzo chciałam cofnąć czas. Bardzo chciałam, by mama była choć na chwilę. Jednocześnie czułam, że mama jest, może nie ciałem a duchem. Kim i Tam przypomnieli mi, że najsilniejszym uczuciem świata. Jest właśnie miłość matki do dziecka.
Scena kiedy Kim oddaje syna Chrisowi pod opiekę, uświadomiła mi, że matka dla dziecka jest zdolna zrobić wszystko.
Przypomniały mi się ostatnie miesiące życia mojej mamy. Nie były one łatwe, mama chorowała. Nie było z nią kontaktu. Mimo tego wiedziałam, że mnie kocha. Moja mama również została postawiona przed najtrudniejszą decyzja jaką może podjąć matka. Zostawiła swoje dziecko, zabrała ją śmierć. Kiedy patrzyłam na Kim zrozumiałam jak ciężka jest to decyzja dla matki. Pierwszy raz spojrzałam na tą sytuacje jaka miała miejsce w życiu małej Joli z perspektywy dorosłej kobiety. Kiedy oglądałam scene rozstania matki i syna, przeszywał mnie dreszcz. Pierwszy raz cieszyłam się że mama była
wówczas nieświadoma.
Wiem, że gdyby była świadoma. Taka świadomość nieuchronnego rozstania z mną. Bolała by wiele bardzie.
Dlatego rozumie decyzje Kim. Nie oceniam jej. Rozumiem, że łatwiej było jej sięgnąć po broń wybrać ostateczny krok. Niżeli żyć bez syna.



Miss Sajgon to również historia uczucia po między Kim a Chrisem. Ten wątek również przypomniał mi ja bardzo byłam szczęśliwa wtedy tam w górach.
Dziś kiedy patrze na moje uczucia do pewnego chłopka z dystansem. Mnie i Kim różni jedynie to, że ona wierzyła, że miłość wciąż trwa. Ja już nie wierze, mało tego ja się cieszę, że pozwoliłam mojemu Chrisowi iść swoją drogą. Cieszę się, że już nie czekam na dni w których nie będzie dzielić Nas nic. Cieszę się, że nie czekam na to, aż nasze dni z łączy los.
Pogodziłam się z tym, że on nie wróci po mnie tu... Zrozumiałam, że jesteśmy z dwóch światów, których nie da się połączyć...

Zrozumiałam jak bardzo dojrzałam. Jeszcze nie dawno czekałabym. Jak czekała Kim, dziś cieszę się życiem nie rozpamiętując przeszłości. Nie płacząc nad wspomnieniami, a ciesząc się nimi.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk