Sanatorium przetrwania

 Dzień dobry

Nie wspominałam Wam wcześniej, ale byłam w sanatorium. Nie pisałam o tym ponieważ udało mi się połączyć pracę nad blogiem z zabiegami.

Dlatego dziś opowiem Wam i pokaże (na fotografiach) jak było.

Dzień zaczynałam stosunkowo wcześnie, bo już przed siódmą rano. Ogarniałam się, potem szybka kawa i śniadanie. Jedzenie w ośrodku w którym byłam delikatnie mówiąc nie jest godne większej uwagi. Dlatego posiłki w ośrodku, były dla mnie raczej przykrą koniecznością, a nie przyjemnością.


    Następnie rozpoczynałam dzień zabiegowy. Zabiegi pierwsza klasa, obsługa na zabiegach również godna polecenia. Fizjoterapeutki zawsze uśmiechnięte, skore do pomocy. 

Pierwszy raz miałam masaż uciskowy. Czarodziejskie nogawki naprawdę dają efekty. Moje nogi są ciepłe i takie jakby lżejsze.😹

Masaż klasyczny tu niestety nie mam dla Was fotografii. Jest to zabieg jeden na jeden, więc siłą rzeczy. Nie miał kto zrobić fotki.
Moje plecy dawno nie czuły takiej ulgi jak po masażach u Przemka.😃


Fasony siarkowe,pachnące zgniłym jajem. Musicie mi uwierzyć na słowo, że ten nie ładny zapach gnie z czasem. Zupełnie tak jakby dopadł Was bez węch. Próbowałam napić się wody siarkowej. Poniosłam sromotną klęskę😂, o ile zapach jest dla mnie do przejścia. Smak zdecydowanie rozkłada mnie na łopatki. Dawno nie piłam czegoś równie paskudnego blee.  Jako ciekawostkę powiem, że magiczna woda siarkowa, wnika przez naczynia włosowate zawarte w moich dłoniach i stopach do mojego wnętrza. Będzie mi towarzysza przez najbliższe pół roku. Takie małe czary mary 😃


Najważniejsze dla mnie jednak były ćwiczenia. Mogłam pochodzić, zostałam rozciągnięta. Uwielbiam uczucie pozytywnego zmęczenia jakie towarzyszyło mi po ćwiczeniach. Widziałam,że to co robię w ośrodku pozwoli mi być dłużej w dobrej formie dla moich przyjaciół. Oni właśnie byli i są moją motywacją podczas takich pobytów. (Asia, Aga, Michał nie mieliście przypadkiem czerwonych uszu lub czkawki Big love!!!)💗

💗💗💗



Po zabiegach pora na pyszny obiad w moim prywatnym cztero 
gwiazdkowym hotelu 😂Zazwyczaj nie najadłam się tymi pysznościami. Dlatego też z Anią szłyśmy na kulinarny spacerek. Pyszne, świeże i zdrowe jedzonko. Zwiedziłam chyba wszystkie restauracje na terenie Buska i poza nim. Nie wiem jakim cudem mój portfel to wytrzymał😹. Cóż jednak było robić kiedy jedzenie w ośrodku groziło utratą zdrowia. Niestety nie udało mi się uchronić moich jelit. Cierpiałam z powodu zatrucia pokarmowego. Ból brzucha był na tyle silny iż nie mogłam siedzieć.

Kiedy już wracałyśmy do ośrodka przychodziła pora na prysznic. Myli się ten kto myśli, że prysznic był dla mnie relaksem. Prysznic był ciasny, poręcz która miała mi pomóc,raczej przeszkadzała😹. Była zamontowana na zasadzie rury do Polo dance w pozycji pionowej od podłogi do sufitu. Projektant ewidentnie był teoretykiem. Każdy niepełnosprawny wie, że poręcz powinna znajdować się pod prysznicem w pozycji poziomej. Jakby tego było mało owa rura do Polo Dance była zardzewiała. Kiedy przy niej stałam miałam wrażenie, że to ja jej pomagam nie odpaść od ściany. Nie ona mi nie upaść pod prysznicem. 😂😂😂

Tak mniej więcej wyglądał każdy mój dzień. Mnie nie było do śmiechu. Nie mniej jednak mam nadzieje, że Wy czytając to opowiadanie trochę się pośmialiście.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk