Artystyczna radość

 Witajcie,
wczoraj był nie łatwy temat łez. Dziś dla równowagi mojej i waszej odrobina artystycznej radości. Zacznijmy od komentarza, który był inspiracją tego posta.:

"Kochana, rozmawiaj tylko z tymi którzy chcą rozmawiać; unikaj tych, którzy wywołują w Tobie negatywne emocje, krzyczące z tekstu... Odcinaj takich ludzi, nie wartych Twojej znajomości."

Dziś odniosę się do tych słów. Powiem Wam jak to jest z tymi moim emocjami.

Otóż kochani ja nie lubię kiedy artysta nie dzieli się emocjami. Kiedy np. gra rolę tylko po to by ją zagrać. Nie wkłada w to emocji, to na prawdę widać.
Jakiś czas temu napisałam Wam, że artysta powinien wywoływać emocje. Dalej tak uważam, dlatego też nie obrażam sobie pisania bez emocji.

Czasem przychodzi mi to łatwiej, czasem trudniej jak ze wszystkim.

Łatwiej jest kiedy opowiadanie dotyczy spektaklu lub piosenki. Emocję wówczas są czymś naturalnym. Jestem wręcz nimi przeładowana, wówczas muszę je studzić.
Dlatego w przypadku spektaklu daje sobie kilka dni tygodni na ochłonięcie. Dochodzi do naturalnej selekcji emocji. Niektóre umierają inne zaś nabierają intensywności. Potrafię wybrać te dla mnie najważniejsze. Właśnie je Wam pokazuje.
Zupełnie odwrotnie jest w przypadku piosenki. Często słucham jej kilka dni, tygodni. Tylko po to, by emocje we mnie narosły.
Siadam i piszę, sporadycznie bywa tak, że piszę od razu. Czasem tak bywa jest to dla mnie miała niespodzianka.

Inaczej jest kiedy teksty dotyczą niepełnosprawności lub zwykłej codzienności. Zwykła codzienność nie zawsze wiąże się z emocjami.
Niepełnosprawność to temat do którego przywykłam. Niektóre z emocji z nim związanych po prostu oswoiłam.
Dlatego kiedy zachodzi potrzeba wywołuje je celowo. Przypominając sobie sytuacje, które mnie kiedyś denerwowały, sprawiały przykrość lub bawiły. (Teraz niekoniecznie ma to miejsce.)
Wywołanie emocji jest o tyle skomplikowana, bo musi ono mieć miejsce w czasie tworzenia tekstu. Nie mogę odłożyć pisania w czasie, musi to być tworzone na świeżo. Tak by  emocje były żywe i silne. Nie były czymś w rodzaju odgrzewanego kotleta. Przyznaje jest to męczenie samej siebie.
Jednak każdorazowo, mam nadzieje że warto się pomęczyć. Liczę na to, że ktoś te moje emocje poczuje.

Widząc, że tak się dzieje czuje nieskrywaną artystyczną radość.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk