"Wszystko co robię, zawodowo czy nie, wynika z pasji i mocno się w to angażuję. " Wywiad z Moniką Leciewicz-Hryciuk-fizjoterapeutką

 Wracam do Was po przerwie. Zapraszając na kolejną rozmowę, tym razem o swojej pracy opowiedziała mi fizjoterapeutka  Monika Leciewicz-Hryciuk.

Foto archiwum prywatne bohaterki

Dlaczego fizjoterapia, jak długo pracujesz w zawodzie?


Odkąd pamiętam zawsze chciałam wykonywać zawód medyczny, fascynowało mnie to od dziecka, zmieniały się tylko specjalizacje, ale zawsze widziałam siebie w lekarskim kitlu. Już w liceum zaczęłam piękną przygodę z Fundacją „Dr Clown”, gdzie odwiedzałam dzieci leżące w szpitalu. Tam nawiązywałam swoje pierwsze kontakty z pacjentami i personelem medycznym. Czułam się potrzebna, mogłam pomagać w sposób właściwy dla nastolatki – poprzez rozmowę i zabawę ;) Pielęgniarki cieszyły się na nasz widok i często wskazywały dzieci, którym powinniśmy poświęcić więcej uwagi, rodzice dziękowali mówiąc, że ich dziecko właśnie uśmiechnęło się pierwszy raz od wielu dni. Dawało mi to ogromną satysfakcję i utwierdzało w przekonaniu, że praca z pacjentem jest moją drogą. 

Ostatecznie zdawałam na lekarski, fizjoterapię i trochę przewrotnie na Politechnikę. Na lekarski się nie dostałam, co w pierwszej chwili potraktowałam jako całkowitą porażkę. Postanowiłam zacząć fizjoterapię, a w kolejnym roku znów próbować. Jednak gdy rozpoczęłam studia nastąpił przewrót. Zaczęłam poznawać specyfikę tego zawodu, jego możliwości, odkryłam, że daje mi właśnie to, o czym marzyłam, czyli stały, bezpośredni kontakt z pacjentem. Wtedy świadomie zdecydowałam, że zostaję. Podczas praktyk po pierwszym roku upewniłam się, że to był właściwy wybór i że znalazłam swoje miejsce. W zawodzie pracuję już ponad 9 lat.

Wiem że zawód fizjoterapeuty nie jest łatwy, czy kiedykolwiek żałowałaś wyboru tej właśnie profesji?

Nie, od chwili tamtej decyzji nie żałowałam ani razu, co oczywiście nie oznacza, że nie wyobrażam sobie czasem jak odnajdywałabym się w innym zawodzie ;) Fizjoterapia nie ogranicza mnie do jednej profesji – w międzyczasie ukończyłam podyplomowe studia pedagogiczne i oligofrenopedagogikę, czyli pedagogikę osób z niepełnosprawnością intelektualną, co rozszerzyło moje kwalifikacje o możliwość nauczania. Miałam okazję prowadzić zajęcia w szkole medycznej i kilka szkoleń, bardzo to lubię, ale przy pacjentach zdecydowanie czuję się najlepiej.  

Pamiętasz pierwszego pacjenta? Mam na myśli pacjenta którym zajmowałaś się w okresie stażu, tuż po studiach, co wtedy czułaś? Było podekscytowanie, czy może strach?

Właściwie pierwszych pacjentów miałam już na studiach, wtedy dominowało głównie skrępowanie i obawa, by nie zrobić komuś krzywdy i nie zadać bólu. Szczególnie trudne były dla mnie zajęcia na OIOMie i oddziale po udarowym – pracowaliśmy tam z osobami nieprzytomnymi, które w żaden sposób nie mogły zareagować na nasze działania, gdy prowadziliśmy ćwiczenia bierne, czyli mówiąc w uproszczeniu poruszaliśmy ich kończynami, lub robiliśmy masaż. Zawsze mówiliśmy im wtedy co będziemy teraz robić, skupialiśmy się, by odsłonić ciało tylko na tyle, na ile było to konieczne, świadomi, że leży przed nami całkowicie bezbronny człowiek. Zdarzało się też, że wchodziliśmy na oddział i dowiadywaliśmy się, że nie ma już pacjenta, z którym ćwiczyliśmy wczoraj. 
Jednak jeśli miałabym wspomnieć konkretną osobę to szczególnie zapadła mi w pamięć pewna starsza pani z praktyk na internie. Chodziłyśmy do niej z koleżanką, zawsze bardzo się cieszyła z tych wizyt. Była niezwykle pogodną osobą, codziennie uśmiechnięta, chętnie wykonywała ćwiczenia, dużo z nami rozmawiała, opowiadała swoje historie, pytała o nas. Któregoś razu po zabiegach wyjęła 5 zł i powiedziała: „Dziewczynki, kupcie sobie po czekoladzie.” To była bardzo niezręczna sytuacja, my się wzbraniałyśmy, pani nalegała, mówiła, że sama by je nam kupiła, gdyby mogła wyjść z oddziału, a my zupełnie nie wiedziałyśmy jak mamy się zachować… Ostatecznie powiedziałyśmy, że nie weźmiemy od niej żadnych pieniędzy i wyszłyśmy (a właściwie uciekłyśmy) z sali. Następnego dnia było normalnie, odbyłyśmy kolejną miłą wizytę, nie wracając do tematu, jednak pod koniec pani sięgnęła do szuflady, wyjęła dwie tabliczki czekolady i wręczyła nam mówiąc z dumą w głosie: „Pielęgniarka mi kupiła!” To było niesamowite, jak bardzo zależało jej, by w taki właśnie sposób podziękować nam za naszą pracę. Ta historia ma jednak dość smutny finał. Któregoś kolejnego dnia przyszłyśmy jak zwykle, jednak pani była przygnębiona, bez cienia uśmiechu, bez swojej codziennej energii. Gdy spytałyśmy co się stało, odpowiedziała, że jutro ją wypisują. Zdziwione odpowiedziałyśmy, że to chyba dobra wiadomość, przecież dobrze jest wrócić do domu. Wtedy pani się rozpłakała, okazało się, że jest samotna, z problemami finansowymi, w szpitalu miała opiekę, zapewnione posiłki, a przede wszystkim zainteresowanie i towarzystwo. To była dla mnie bardzo cenna i poruszająca lekcja. Potem przychodziły kolejne.

Gdzie pracujesz obecnie?
Foto: archiwum prywatne bohaterki


Aktualnie pracuję w Stowarzyszeniu „Jasny Cel” z osobami z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym i innymi uszkodzeniami Ośrodkowego Układu Nerwowego, głównie z dziećmi. Stowarzyszenie prowadzi Przedszkole, Szkołę i Ośrodek pobytu dziennego. Ja pracuję na grupie przedszkolnej, gdzie kompleksowo zajmujemy się dziećmi przez cały czas ich pobytu w Placówce – jest to wielospecjalistyczna terapia, edukacja i opieka, przyjmuję też pacjentów ambulatoryjnych, a popołudniami współrealizuję projekt aktywizujący dorosłe, niesamodzielne osoby z MPDz. 
Ponadto od paru lat działam w projekcie Krajowego Towarzystwa Autyzmu, w którym prowadzę zajęcia ruchowe dla dzieci z autyzmem.

Zakładając że nie wiem czym jest "Mózgowe Porażenie Dziecięce." Poproszę Cię jednak o to, byś spróbowała wyjaśnić, czym jest to schorzenie?

Mózgowe Porażenie Dziecięce to uszkodzenie mózgu, które powstaje na wczesnym etapie rozwoju, czyli w ciąży, podczas porodu lub wkrótce po nim, najczęściej wskutek niedotlenienia, infekcji lub urazu. Jego obraz kliniczny jest różny w zależności od stopnia uszkodzenia, przeważnie są to zaburzenia napięcia mięśniowego i niedowłady kończyn, jednak często towarzyszą temu zaburzenia innych funkcji: mowy, wzroku, słuchu, czucia, niepełnosprawność intelektualna w różnym stopniu. MPDz nie jest chorobą i nie można go wyleczyć, jednak zmienia się w czasie wraz z rozwojem dziecka. Wprowadzona jak najwcześniej terapia dąży do minimalizowania dysfunkcji, ograniczania ich następstw i tworzenia kompensacji, czyli zastępowania pewnych funkcji innymi. 

Powiedz proszę co czujesz kiedy widzisz jak Twój podopieczny robi postępy? Częściej są sukcesy czy jednak niepowodzenia?

Czasem sukcesem jest utrzymanie obecnego stanu zdrowia. Nasz organizm jest dobrze zorganizowaną, bardzo precyzyjną „maszyną”, praca jednego narządu wpływa na funkcjonowanie pozostałych, wszystko co robimy od pierwszych chwil życia warunkuje nasz rozwój, pierwsze ruchy dziecka są podstawą jego późniejszych funkcji motorycznych, poznawczych, lokomocji. Mamy też pewien „pakiet startowy” w postaci odruchów bezwarunkowych, które z czasem zanikają ustępując miejsca świadomym czynnościom. To łańcuch zdarzeń, które muszą po sobie nastąpić, gdy nie następują cały ten ciąg ulega zaburzeniu, a skutki pojawiają się z upływem czasu. Zadaniem moim oraz całego zespołu terapeutycznego jest minimalizowanie tych skutków najbardziej jak to możliwe, ale to proces, którego nie widać z dnia na dzień. Regularnie prowadzimy dokumentację naszych podopiecznych, są tam specjalistyczne kwestionariusze, które pozwalają nam ocenić jakie zmiany zaszły od ostatniego badania. Oczywiście są też momenty zauważalne, kiedy dziecko zrobi coś po raz pierwszy. Wtedy pojawia się wzruszenie, duma i nadzieja, że będzie tę czynność powtarzać. Jeśli to robi cieszymy się z sukcesu i pracujemy nad kolejnymi krokami. Niestety zdarzają się też regresy, czasem po poważniejszej chorobie, ataku epilepsji (która niestety często występuje u osób z uszkodzeniami mózgu) lub niekiedy bez wyraźnej przyczyny zdarza się, że dziecko traci funkcję, którą udało mu się już wypracować. Wtedy musimy cofnąć się w terapii i działać od nowa, niekiedy szybko udaje się wrócić do poprzedniego stanu, czasem niestety nie. Neurologia wciąż jest w dużej mierze zagadką, dlatego tak bardzo cieszymy się z każdego małego kroczku, który pozwala naszym podopiecznym uzyskać trochę samodzielności.

Jakie cechy powinien mieć dobry fizjoterapeuta?

Myślę, że najważniejsza jest tu osobowość, fizjoterapeuta powinien być cierpliwy i empatyczny, ale też stanowczy, aby w przyjemny sposób motywować pacjenta do pracy. Musi rozumieć potrzeby pacjenta i razem z nim stawiać wspólne, osiągalne cele. Powinien być otwarty, pomysłowy i kreatywny – zwłaszcza w pracy z dziećmi, szukać nowych rozwiązań i być gotowym na naukę. Ważne jest też opanowanie i umiejętność odnajdywania się w sytuacjach trudnych. No i jest to praca fizyczna, więc trzeba mieć trochę krzepy ;)

Jakbyś miała procentowo wyrazić ile w Twoim zawiedzie jest pracy, a ile pasji?

Oj, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko co robię, zawodowo czy nie, wynika z pasji i mocno się w to angażuję. Całe życie zawodowe związana jestem z jedną instytucją i stale znajduję tu dla siebie nowe wyzwania i zadania – nie zawsze związane stricte z fizjoterapią ;) A jednak miewam poranki, gdy naciągam kołdrę na głowę i mówię: „O nie! Dziś nie wstaję!” ;)

Foto archiwum prywatne
bohaterki

Lata mojego obcowania z Twoim zawodem pozwalają mi sądzić, że rutyna w tym zawodzie to nic dobrego? Co zatem robić, by nie popaść w rutynę?

Tak zawodowo nie zawsze się da, po prostu są czynności, które trzeba wykonywać codziennie, jeśli to możliwe warto je sobie urozmaicać. Ale to, co robimy pomiędzy tą rutyną zależy już tylko od nas. :D 

Dużo mówi się o zarobkach fizjoterapeuty w Polsce. Tak szczerze , powiedz co Ty sądzisz na ten temat?

Myślę, że temat zarobków w Polsce jest powszechny w każdym zawodzie ;)

Załóżmy, że jest tuż po maturze. Rozmawiamy i oznajmiam, że chce studiować fizjoterapię. Odradzasz mi, czy wspierasz mnie w tej decyzji?

Zawsze chętnie porozmawiam o blaskach i cieniach fizjoterapii. To ciekawy zawód, który daje dużo możliwości i przede wszystkim frajdę, ale ma też pewne ograniczenia. Uważam, że każdy powinien dążyć do realizacji swoich marzeń i samemu się sprawdzić, a jeśli w którymś momencie odkryje, że to nie jego droga, może pójść inną. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk