Absolutnie deski teatru ! Wywiad z Natalią Kujawą

Cześć dziś mam dla Was kolejną rozmowę. Tym razem na moje pytania odpowiedziała Natalia Kujawa. Aktorka i wokalistka. Nie miałam szansy poznać Natalii osobiście. Czytając nadesłany przez nią materiał miałam wrażenie, że rozmawiam z dziewczyną, którą znam całe wieki.

Natalia jeszcze raz dziękuje za przemiłą współprace. Twoją obowiązkowość, wywiad ten był dla mnie przyjemnością.

 Fot. Maria Tyszkiewicz

Czytając informacje dotyczące Twojej osoby dowiedziałam się, że śpiewasz od dzieciństwa. Jak zatem wyglądały Twoje początki wokalne? Pamiętasz może swój debiut?

Debiutu nie pamiętam, chociaż, jeśli wierząc opowieściom mojej mamy, jako trzylatka wskakiwałam na stół bilardowy i intonował „Widziałam Orła Cień” na karaoke u moich rodziców w barze :)





Ale śpiewaniem zainteresowałam się dużo później. Od kiedy pamiętam, chciałam być tancerką i choreografką. Dlatego jako dziecko intensywnie się gibałam. Śpiewać zaczęłam w szkole podstawowej. Ktoś w moim tanecznym zespole o wdzięcznej nazwie Pędziwiatry przyuważył jakiś tam potencjał i zaczęłam uczyć się śpiewać. Ale na tamten moment nadal taniec był moją największą miłością.

Kiedy zrozumiałaś, że aktorstwo i śpiew jest tym co chcesz robić w dorosłym życiu?

Aktorstwo intrygowało mnie zawsze - choć początkowo nie zorientowałam się , że to coś ma nazwę i można to uprawiać zawodowo :) Jako Łodzianka wydawało mi się dosyć długo, że te aktorki i aktorzy to jacyś kosmici z innej planety, że nie ma do tego świata wstępu dla małej Kujawy z Łodzi. Wtedy jeszcze nie było programów typu talent show, więc żyłam marzeniami i wiarą rodziców. Mama mi zawsze powtarzała, że jak będę ciężko pracować, to może kiedyś uda mi się zagrać w takim teatrze Buffo albo Roma. Za każdym razem jak o tym mówiła, oczami wyobraźni widziałam siebie lat pierdyliard, której udaje się w końcu zagrać na tych deskach scenicznych. A tu taki psikus ❤️Jak teraz patrzę na ilość min i ekspresji małej Kujawy podczas występów tanecznych, to myślę, że coś w tej głowie musiało się rodzić. Ale miałam też to szczęście, że spotykały mnie sytuacje, które wydarzały się w moim życiu dosyć szybko, jednocześnie sugerując mi, w którą stronę powinnam iść.  

Jeszcze nie dawno można Cię było podziwiać na deskach teatru " Studio Buffo" Jak wspominasz pracę w tym teatrze?

W mojej głowie Teatr Buffo zapisał się jako kolorowa kartka z wartościowymi i wyjątkowymi wspomnieniami i z dopiskami na marginesie, że czasem bywało szaro i ponuro. Ale w zasadzie to tak jak w rodzinie. Pod koniec działy się rzeczy, które były poza moją wypornością i zrozumieniem. Jednak pracowałam w tym teatrze 12 lat.  Ilość  pięknych momentów, które tam przeżyłam, jest więc ogromna i progresywnie wymazuje z mej głowy to, co mizerne. Teatr Buffo to przede wszystkim ludzie, z którymi na początku tej przygody stworzyłam kapitalny zespół. To ciężka praca, która zawsze była połączona z ogromną pasją i miłością do działań scenicznych. To intensywny rozwój i odkrywanie nowych przestrzeni - w sobie, w kolegach, w deskach scenicznych. Jestem po stokroć wdzięczna, że dyrektorstwo od samego początku we mnie wierzyło i dawało mi wyzwania. Jestem wdzięczna, że grałam główne role i że mój muzyczny repertuar był zawsze o czymś. Ich decyzje pomogły mi podjąć ważne w moim życiu postanowienie o kontynuacji tej drogi zawodowej i o pójściu na studia aktorskie. Janusz Józefowicz poświęcił mojej osobie swój czas i uwagę, za co mu bardzo dziękuję, bo przyczynił się do wykreowania mojego gustu i myślenia o aktorstwie. 

. Kreowałaś postać Anki w musicalu "Metro." Lubiłaś ten tytuł, tą postać, jak długo tworzyłaś "swoją Ankę?"
Anka! Moja miłości! To jest dopiero dziewucha! Uwielbiałam tę rolę. Przede wszystkim dlatego, że zmieniała się z roku na rok, że dojrzewała razem ze mną. Pytasz, jak długo tworzyłam Ankę - przez cały czas właśnie. Moja Anka, gdy miałam 16 lat różni się od tej 10 lat później. Bo ja się zmieniłam. Inne rzeczy miałam w głowie jako nastolatka, więc i Anka patrzyła na świat inaczej. Tego nauczył mnie Janusz Józefowicz - filtrowania postaci przez siebie. Dlatego każda Anka każdej z dziewczyn była, jest i będzie inna. Pamiętam, że wpierw Ankę grałam na pół z Natalką Srokocz. Podpatrując bardziej doświadczoną koleżankę, na próbach starałam się nie odstawać od prototypu. Ale Janusz Józefowicz szybko nakierował mnie na zupełnie inną drogę, która dla 16 letniej mnie była dużo bardziej komfortowa, bo autentyczna, bo moja. Dlatego wchodząc w Metro, moja Anka była zbuntowana, jej główną motywacją była niezgoda na niesprawiedliwy i cuchnący pieniądzem świat. I z biegiem lat to się zmieniało. Był czas, kiedy dla Anki najważniejsza była miłość, ale był też czas, kiedy miłość schodziła na drugi plan, bo Anka pragnęła poznać siebie i swoje pragnienia. Była Anka outsiderka, była Anka poszukująca uczciwej  relacji z drugim człowiekiem, była Anka bojąca się wszystkiego, co jest obce i nieznane. Wszystko kontrolował reżyser, często sugerując mi inny punkt widzenia, który zazwyczaj zgadzał się z moim „ja”. Dzięki tej ciągłej pracy nad rolą mogłam być jako aktorka amatorka autentyczna i dzięki temu można było grać tych spektakli w ciul, a nie popadało się w rutynę. Przy Ance czułam wolność. A jeśli chodzi o Metro w całości - wiadomo, zaszczytem było w tym grać, zaszczytem było być częścią tej historii.
fot. Wojciech Pepliński


Powiedz proszę co czułaś kiedy dowiedziałaś się, że zagrasz Ankę? Czułaś presję "Metro" jest już kultowym tytułem. Czy może raczej szczęście i dumę?
Nieziemska radocha, niedowierzanie i  ogromne przerażenie. Dobrze, że nie wiedziałam za dużo wtedy o Metrze, bo gdybym wiedziała, to by dopiero było :)  Tym bardziej, że mój pierwszy spektakl zagrałam w okolicznościach przedziwnych, awaryjnych, gdyż jednej Anki nie było, a druga złamała nogę. Ja wtedy już grałam w Buffo, ale tylko w Romeo i Julii. Materiału Metra nie znałam, raz spektakl widziałam. I nagle dostałam telefon, że za 3 dni mam zrobić zastępstwo. Nigdy tego nie zapomnę. Znaczy nie zapomnę tych 3 dni, bo to, co się wydarzyło na spektaklu, pozostaje dla mnie wielką niewiadomą. Moja głowa to wyparła, tutaj mam lukę w pamięci :) Ale to może i dobrze 😂
W każdym razie jak już o tym wspominam, to z tego miejsca pragnę ucałować z oddali Jurka Grzechnika i Artura Chamskiego, czyli dwie duszyczki, które mi w tamtym czasie zastąpiły uszy, oczy i całe ciało ❤️  Pysiaczki kochane! Tęskno mi do Was! Bo to kolejny raz podkreślę - w Metrze, w Buffo, a właściwie w każdym teatrze chodzi o ludzi! Ale tylko o tych z serduszkiem dobrym- wiadomo ❤️

. Wiem, że grałaś postać Julii w musicalu "Romeo i Julia., która z kobiet była Tobie bliższa Anka czy Julia?

Na tamte czasy bliższa  mi była chyba Anka. Dlatego, że motywacja Anki była dla mnie jaśniejsza. Obie zbuntowane, niegodzące się na taką kolej rzeczy robią coś, co ma odmienić ich los. Julia buntuje się przeciw rodzicom, Anka przeciw systemowi i przeciw obojętności na drugiego człowieka. Obie chcą być kochane, tyle że u Anki to dojrzewa, a u Julii pozamiatane, bo to miłość od pierwszego wejrzenia. A w taką miłość trudniej jest mi uwierzyć, trudniej więc było mi ją uzasadnić. Nie jestem pewna, czy to miałam wtedy w głowie, ale teraz myślę sobie, że ta miłość u Julii to jest drugi tor. Ważniejsze w Julii jest to niezrozumienie własnej rodziny, która ma wszystko w dupie poza kasą i władzą. Jej miłość do Romea to jest odkrycie innej energii, czegoś nowego, żywego i autentycznego. Podobnie jak z Anką, w końcu ktoś dostrzegł ją, a nie jej nazwisko, majątek itd. A że jest młoda i pragnie żyć w swoim utopijnym wyobrażeniu świata - bez namysłu decyduje się na najgorsze. Tak, jak to teraz sobie pisze, to cudna ta rola faktycznie :) Zagrałabym to sobie teraz. W każdym razie Anki decyzje, monologi wewnętrzne i stosunek do świata były mi bliższe. Ale obie role kocham i przybijam z nimi piątkę ❤️

. Czytając Twoją notkę w Bazie Aktorskiej, dowiedziałam się że pracowałaś również w tzw. zespołach teatralny. Proszę wyjaśnij pokrótce czy różni się praca w zespole od grania głównej roli?

W każdym teatrze jest zespół teatralny. Możesz jako aktor grać Romea albo halabardnika  nr 15, ale tak czy siak tworzysz zespół teatralny. Bo to zespół teatralny i ich energia tworzą spektakl. Na fajowski skład ludzi najpierw natknęłam się na początku mojej drogi w Buffo. Tamten skład bardzo lubiłam. Wtedy nie rozumiałam jeszcze, jak ważny zawodowo jest zgrany zespół teatralny, ale pamiętam, że jako grupa byliśmy bardzo zorganizowani i graliśmy do tej samej bramki (co jest rzadkością, więc doceniam tym bardziej). Później jednak, w czasie moich studiów teatralnych, stworzyłam z moim rokiem zespół marzeń. Tam też zrozumiałam dopiero wartość zawodową solidnego zespołu teatralnego. Na moim roku miałam same indywidualności, a pomimo to udało nam się stworzyć wspólnie jeden organizm, który wybrzmiał między innymi podczas naszego spektaklu dyplomowego „Przybysz”. Jeśli zdarzy się tak, że trafisz na ludzi, którzy poza byciem unikatowym są w stanie spuścić nieco z powietrza i ponieważ mają jeden wspólny cel, decydują się na opowiedzenie tej historii razem - to to wtedy jest piękna jakość.

Obecnie grasz w musicalu "Pretty Woman, Wojciech Kościelniak, Teatr Variete w Krakowie. Przybliżysz mi i moim czytelnikom ten tytuł, dlaczego warto go zobaczyć?

fot. Łukasz Popielarczyk
Pretty Woman każdy zna, a jak znajdzie się kruszynka, która nie zna, to proszę odpalić klasyk z Julią Roberts! Nie pożałujecie! Warto więc to coś zobaczyć, bo to hitowy film przeniesiony na deski teatralne i to na dodatek z muzyką w tle napisaną przez Briana Adamsa. A wiadomo przecież, że tam gdzie muzyka, tam więcej emocji, więcej łez i więcej gęsiej skórki. Więc warto! Poza tym jest to spektakl Wojtka Kościelniaka, którego jestem absolutną fanką - i jako aktorka, i jako widz. Chciałabym, żeby teatr muzyczny w Polsce szedł ścieżkami Wojtka. Kocham jego estetykę, jego pomysły, jego wrażliwość. A skoro już przy wrażliwości jesteśmy, to obok Wojtka kroczy oczywiście Ewelina Adamska - Porczyk - czyli choreografka, która ma wpływ na wygląd dzisiejszego teatru muzycznego i dzięki Bogu, bo taniec w teatrze muzycznym, który coś opowiada, to rzadkość jest. Poza tym jest to inscenizacja nieoczywista, kolorowa, komiksowa. Kapitalny zespół młodych aktorów, którym się chce i których energia jest zaraźliwa. Muzyka na żywo. I ja, nadpobudliwa  prostytutka Kit, przyjaciółka Vivian, która muzycznie lubi wydrzeć ryjka  :)

Skąd wziął się pomysł na dubbing? Jak wygląda proces dubbing'u?
Nie miałam pomysłu na dubbing, to się jakoś samoistnie pojawiło. Wszystko się zaczęło od Agnieszki Matysiak, aktorki i reżyserki dubbingu, prywatnie mojej przyjaciółki, takiej warszawskiej mamy❤️, która mnie zgarnęła do siebie do studia na casting. I w zasadzie tak to zazwyczaj wygląda. Jeśli się sprawdzisz, jeśli masz głos, który Ci z góry chcą słuchać, to pracę dostajesz :) Dubbing to nie jest prosta rzecz - moje początki zalałam nieco łzami, nie ukrywam. Na szczęście miałam dobrego trenera, bo Aga jest wybitnym reżyserem i nauczyła mnie wszystkiego, co mogłoby mi się przydać. A przydało się nieraz i przydaje się do tej pory. Dubbing to umiejętność ogarnięcia paru rzeczy w jednym momencie - jest tekst, jest obrazek - aktor, oglądając i słuchając oryginału, gra w tym samym momencie tak, żeby się intencjonalnie i rytmicznie zgadzało. To tak w skrócie :)

. Pracujesz w dubbing'u jak i na deskach teatru, która forma aktorstwa jest Tobie bliższa?

Absolutnie deski teatru ! 
Fot. Zuzanna Mazurek
Chociaż dubbing kocham całym sercem, to na deskach teatru jako aktor masz do wyboru więcej środków. W dubbingu korzystasz tylko ze swojego głosu, za to na scenie masz całego siebie i, co najważniejsze, partnera i widza. To jest energia nie do zastąpienia przez nic innego. Na tej wymianie energii właśnie teatr polega. 

. Zapytam Cię jeszcze o skrzypce, czemu akurat ten instrument? Grywasz jeszcze na skrzypcach?

Skrzypce to był wypadek przy pracy 😂 W mojej rodzince nie mam muzyków ani aktorów. Dlatego chociaż wszyscy chcieli, żebym do szkoły muzycznej poszła, to nikt nie wiedział, jaki instrument wybrać. Mama w końcu zaproponowała flet poprzeczny, bo słusznie jej się skojarzył z treningiem oddechu, który mógłby przy okazji pomóc mojemu podśpiewywaniu. Poza tym flet kojarzył się z przyjemnym dźwiękiem. Również słusznie, mądra kobieta. Niestety po przesłuchaniach komisja ze szkoły muzycznej zwerbowała moją mamę, namawiając ją na skrzypce, gdyż uznali mój słuch za bardzo dobry. Mama zachwycona ich odkryciem podpisała papiery. I tak przez następne 6 lat zapewne pluła sobie w brodę, bo zamiast przyjemnego dźwięku fletu miała za ścianą moje nieudolne rzępolenie niczym z „Psychozy”. Nie ukrywam, że skrzypce nie były moją miłością. W zasadzie to najchętniej wyrzuciłabym je wtedy przez okno 😂Każdego roku chciałam rezygnować, ale ambicja nie dawała za wygraną. Dopiero jak skończyłam szkołę muzyczna, to doceniłam, co ten instrument zrobił z moim słuchem i z moją u ważnością.

Tak już na koniec powiedz proszę jakie cech charakteru, twoim zdaniem powinien posiadać człowiek chcący zostać aktorem? 

 Jestem zdania, że powinien być dobrym człowiekiem, empatycznym. Powinien mieć w sobie wariactwo i spontaniczność dziecka. Powinien mieć wyobraźnię, powinien mieć otwartą głowę. Powinien, znowu jak dziecko, obserwować świat, zachwycać się i dziwić wszystkim, co go otacza. Powinien być czujnym obserwatorem. Powinien mieć poczucie humoru i dystans do siebie. O. Tak to widzę :)
 








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk