"Mówi się, że w tym zawodzie trzeba mieć duszę motyla i skórę hipopotama." Wywiad z Kacprem Kuszewskim

 Dzień dobry 

Dziś zostawiam Wam kolejny wywiad. Moim rozmówcą  tym razem jest Kacper Kuszewski. Aktor, wokalista.
Ja w zasadzie więcej mówić nie będę resztę opowie Pan Kacper. 
Zapraszam do lektury.

Fot: Maciej Zawada

Wiem, że aktorstwo poniekąd ma Pan w genach, z racji pracy rodziców wychowywał się Pan w teatrze nawiasem, mówiąc trochę Panu zazdroszczę, mam czego? Jak wspomina Pan okres dzieciństwa i późniejszy debiut w „ Nędznikach” na deskach gdyńskiego teatru?

Rzeczywiście, dzieciństwo spędziłem za kulisami teatru, czułem się tam jak u siebie, to był mój drugi dom, mój plac zabaw a jednocześnie tajemniczy, zaczarowany świat, który mnie fascynował. Widziałem jak w pracowniach powstają dekoracje i kostiumy do spektakli, jak się robi peruki i wąsy, czasem bywałem na próbach, gdzie mogłem obserwować pracę aktorów. Spektakle oglądałem wielokrotnie, zarówno z widowni jak i zza kulis, wiele z nich znałem na pamięć i potem odgrywałem je dla moich kolegów np. w przedszkolu. W domu i na podwórku też bawiłem się w teatr , w III klasie podstawówki wyreżyserowałem mój pierwszy spektakl, „Pchłę Szachrajkę” Brzechwy, zagraliśmy go przed całą szkołą. Po raz pierwszy wystąpiłem w profesjonalnym przedstawieniu, w Teatrze Dramatycznym w Gdyni (obecnie Teatr Miejski), gdy miałem 6 lat. W wieku 12 lat zagrałem pierwszą dużą rolę, Gavroche’a, w musicalu „Les Miserables” („Nędznicy”) w reżyserii Jerzego Gruzy w gdyńskim Teatrze Muzycznym. To było niesamowite doświadczenie: wielka scena, orkiestra, ogromny zespół, który traktował mnie niemal jak młodszego kolegę, fantastyczna muzyka i pełna rozmachu inscenizacja. W dodatku temat spektaklu wprost nawiązywał do ówczesnych, przełomowych wydarzeń na Wybrzeżu. Był czerwiec 1989, trwały strajki w Stoczni Gdańskiej , w Polsce upadał komunizm a my w finale śpiewaliśmy ze sceny:

Jak zmurszały padnie kloc
ten stary świat, co przegnił zbyt,
skończy się najczarniejsza noc
i nadejdzie świt”.

Widzowie mieli łzy w oczach, aktorzy też. Tamto doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę być aktorem. Ale to nie jest tak, że każdy, kogo rodzice są aktorami, chce później uprawiać ten zawód. Znam mnóstwo aktorskich dzieci, które nigdy nie pasjonowały się teatrem w takim stopniu jak ja. Dobrym przykładem jest moja starsza siostra Justyna.

Mówi Pan, że aktorstwo to Pańska droga. Czy kiedykolwiek żałował Pan wyboru tej drogi właśnie?

Nie, nigdy. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego.

Czytając Pana wypowiedzi, wywiady odniosłam wrażenie, że aktorstwo nie ma wad. Ja jednak zapytam o plusy i minusy zawodu aktora?

Każdy zawód ma wady, aktorstwo zaś ma ich wyjątkowo dużo. To bardzo niesprawiedliwy fach, można mieć talent, umiejętności i być bardzo pracowitym a mimo to nie odnieść znaczącego sukcesu. Szkoły teatralne rozbudzają w studentach ambicje i marzenia o wielkiej karierze i wybitnych rolach ale co roku z kilkudziesięciu absolwentów tylko kilkoro znajduje swoje miejsce w zawodzie, pozostali muszą zająć się w czymś innym. Trzeba też pamiętać, że aktorzy to nie tylko gwiazdy znane z ekranu, które mają wiele propozycji ról i dobre zarobki, ale także ci zupełnie nieznani, którzy pracują na etacie w małych teatrach w całej Polsce i często zarabiają poniżej średniej krajowej. Kształci się nas na artystów, silne i niezależne osobowości, a potem o naszym losie, o tym jaką rolę i gdzie zagramy, decydują producenci, reżyserzy i dyrektorzy teatrów, my nie mamy na to dużego wpływu. Na studiach uczymy się grać postaci ze sztuk Szekspira, Czechowa czy Słowackiego a potem cieszymy się z epizodu w reklamie albo w drugorzędnym serialu. Ten rozdźwięk między aspiracjami a rzeczywistością bywa frustrujący.

Również godziny pracy aktorów są zwariowane. W teatrze pracuje się od 10 do 14 i i od 18 do 22. Żeby zagrać spektakl wyjazdowy, wyrusza się z całym zespołem o 9 rano a wraca o 3 w nocy. W filmie z kolei dzień pracy trwa często 12-13 godzin - jak to pogodzić z życiem rodzinnym? W tym zawodzie trudno o stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Czasem przez długie miesiące lub lata nie mamy stałej pracy, czekamy na propozycje, chodzimy na castingi po teatrach i produkcjach filmowych, prosimy o jakąkolwiek rólkę i martwimy się czy wystarczy nam pieniędzy na rachunki. Gdy zaś uda nam się odnieść sukces, to pracy pracy robi się tak dużo, że stajemy się niewolnikami naszej kariery. Dzień aktora wygląda wówczas tak, że wstaje o 5 rano, jedzie na zdjęcia do filmu lub serialu, o 14 , często bez obiadu, leci spóźniony na nagrania dubbingu albo na jakąś próbę, po niej biegnie do teatru zagrać spektakl o 19, do domu wraca wykończony o 22 i jeszcze musi nauczyć się tekstu na następny dzień, bo znowu wstaje o 5 do serialu. I tak codziennie, również w weekendy. Oprócz tego musimy także kreować swój wizerunek w mediach społecznościowych. Publikujemy więc zdjęcia i filmiki, na których staramy się zawsze dobrze wyglądać, zawsze się uśmiechać, robimy pamiątkowe selfie z każdym, kto o to poprosi a potem czytamy na plotkarskich portalach nieprawdziwe i krzywdzące informacje na swój temat oraz przykre komentarze internautów. Można powiedzieć, że jesteśmy w pracy 24h/dobę. W każdej chwili, na scenie, przed kamerą i w codziennym życiu, jesteśmy publicznie wystawieni na ocenę innych ludzi. To bardzo trudne. Mówi się, że w tym zawodzie trzeba mieć duszę motyla i skórę hipopotama.

Ale są też oczywiście plusy. Cudowne momenty na scenie, kiedy mamy poczucie, że dajemy widzom prawdziwą radość i prawdziwe wzruszenie. Spotkania w pracy z wybitnymi artystami, które nas rozwijają i dają ogromną zawodową satysfakcję. Wyrazy uznania i sympatii widzów, które dodają nam skrzydeł i wynagradzają wszystkie trudy, stres i zmęczenie. No, i jeszcze ten najbardziej tajemniczy, metafizyczny aspekt pracy aktora: budowanie w sobie, w swoim ciele, wyobraźni i emocjach, kogoś zupełnie innego, dzięki czemu oprócz swojego własnego życia, możemy też przeżywać życie dziesiątek innych postaci, zgłębiać tajniki ludzkiej duszy, przekraczać samych siebie… ale się rozgadałem :-)

Wiem, że stworzył Pan spektakl „ Album rodzinny.”, O czym opowiada ten spektakl, czy będzie go można jeszcze gdzieś posłuchać?

Spektakl powstał sześć lat temu, składa się z napisanych specjalnie dla mnie piosenek w stylu lat 20. i 30. XX wieku. Inspiracją do ich powstania były stare zdjęcia z albumu rodzinnego moich dziadków. Pomiędzy piosenkami opowiadam widzom różne historie i anegdoty z życia mojej rodziny, czytam fragmenty pamiętniczka mojej babci i liściki miłosne mojego dziadka, pojawiają się też inne zabawne teksty z tamtych lat, zaczerpnięte np. z podręcznika dobrych manier lub przewodników turystycznych z końca XIX wieku. Jest to więc bardzo zabawna i nieco nostalgiczna muzyczna podróż w tamte lata, uzupełniona pięknymi zdjęciami z epoki, które wyświetlane są w czasie spektaklu. Recital grywam w różnych miastach w Polsce.

Gra Pan na deskach teatrów, jak i w telewizji. Zatem woli Pan prace z kamerą czy na scenie?

Fot:Paweł Paprocki

W zawodzie aktora zawsze najbardziej pociągało mnie to, że można go uprawiać na wiele różnych sposobów: film, teatr dramatyczny, komedia, telewizja, radio, estrada, kabaret, musical, dubbing, piosenka aktorska... Mam w życiu bardzo dużo szczęścia, bo udaje mi się zajmować aktorstwem właściwie we wszystkich tych dziedzinach. Zawsze jednak największą moją pasją i miłością będzie scena teatralna.

Usłyszałam, że zawód aktora porównuje Pan do sportu ekstremalnego, dlaczego?

Podobno kiedyś w badaniach opinii publicznej zapytano Brytyjczyków jaka sytuacja życiowa najbardziej ich przeraża. Na pierwszym miejscu było śpiewanie przed publicznością, na drugim wszelkie występy publiczne, na trzecim… śmierć. :-D okazuje się, że dla niektórych ludzi zawód, który uprawiam, jest bardziej przerażający od padnięcia trupem. Wcale mnie to nie dziwi. Występowi na żywo zawsze towarzyszą ogromne emocje, stres, adrenalina. Każdy spektakl czy koncert, nawet grany po raz setny, jest inny, zawsze może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, zaś w filmie, grając scenę przed kamerą, za każdym razem robimy coś, czego nigdy jeszcze w życiu nie robiliśmy. A to wszystko na oczach wielu ludzi, gdzie każdy błąd zostaje natychmiast zauważony… No, po prostu sport ekstremalny :-)

 Przejdźmy do śpiewania, jak wspomina Pan współpracę z grupą „Leszcze?”.

Bardzo dobrze. To była dość krótki ale bardzo fajny epizod w moim życiu zawodowym. Na początku miałem tremę i wiele wątpliwości, jestem jednak aktorem a nie wokalistą. Co innego zaśpiewać kilka piosenek na kameralnej scenie w teatrze a co innego 2-godzinny koncert na wielkiej plenerowej estradzie. Okazało się jednak, że dałem radę. Potraktowałem to trochę jak zadanie aktorskie, zagrałem rolę muzycznego showmana. Dzięki temu udało mi się zwalczyć tremę i miałem z tych występów dużą frajdę, tym bardziej, że piosenki Leszczy są bardzo energetyczne i mają zabawne, dobrze napisane teksty. Niestety, okazało się, że kalendarz koncertowy zespołu był na dłuższą metę nie do pogodzenia z moimi zajęciami aktorskimi, więc po dwóch latach podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy.

Fot: Paweł Paprocki


Czy planuje Pan wydać autorski album? Wiem, że jest już płyta z piosenkami do spektaklu „Album rodzinny.” Chodzi mi o piosenki stworzone dla Pana, nie do spektaklu.

Ależ piosenki z “Albumu rodzinnego” były właśnie stworzone specjalnie dla mnie! :-) Początkowo to miał być po prostu koncert, recital, dopiero potem rozwinęło się to w jednoosobowy spektakl. Owszem, rozmyślam już nad kolejnym muzycznym projektem, mam pewne pomysły, ale przypuszczam, ze znów będzie to raczej forma teatralna niż koncertowa. Jak już mówiłem, nie czuję się wokalistą, nigdy nie uczyłem się śpiewać, nie nagram więc albumu z piosenkami pop, które można by puszczać w radio. Jestem przede wszystkim aktorem, interesuje mnie piosenka literacka, aktorska, kabaretowa.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zadała, choć jednego pytania odnoszącego się do programu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo.” Na czym Pana zdaniem polega fenomen tego programu?

Na tym , że na naszych oczach dzieją się rzeczy, w które trudno uwierzyć, czary po prostu :-). Uczestnicy do tego stopnia przemieniają się w innych ludzi, że sami jakby znikają a zamiast tego stoi nagle przed nami jak żywy jakiś wybitny piosenkarz, który dawno już odszedł z tego świata. Aktorzy i wokaliści pokazują w tym programie umiejętności, o które nikt by ich nie podejrzewał, nawet oni sami. To są ciągłe zachwyty, olśnienia, ogromne wzruszenia i fantastyczna zabawa. No, i cel jest szlachetny, wszystkie nagrody pieniężne są przekazywane organizacjom charytatywnym.

Zapytam jeszcze tak na koniec.Czuje się Pan spełniony jako aktor, wokalista? Czego mogę Panu obecnie życzyć, są jakieś plany, za które trzymać kciuki?

W tym zawodzie poczucie spełnienia, jeśli się pojawia, to tylko na krótką chwilę. A potem znowu się szuka wyzwań, ważnych tematów, ciekawych ludzi do współpracy, nowych inspiracji. Na tym chyba polega bycie artystą, że żyje się w ciągłym twórczym niepokoju. Proszę mi więc życzyć, by nigdy mnie on nie opuszczał :-)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk