Rozmowa z Artystą - Jerzym Grzechnikiem

Dzień Dobry,
Dziś sam tytuł powinien Wam zasugerować pewną zmianę. Dziś to nie ja będę opowiadać o sobie. Dziś o sobie opowie Wam aktor i wokalista Jerzy Grzechnik. Uczestnik takich programów telewizyjnych jak "The voice of Poland" czy "Twoja Twarz Brzmi Znajomo." Zawodowo związany ze stołecznym teatrem "Studio Buffo." Prywatnie skromny i ciepły człowiek.

Fotografia z  fanpage
Jerzego
Jola :Od zawsze wiedziałeś,że będziesz aktorem?

Jerzy Grzechnik: Ja bym siebie, co prawda, bardziej określił jako “aktorzącego” wokalistę, ale to fakt, że od 2007 rzeczywiście obok śpiewu przyszło mi wykonywać zawód aktora musicalowego (i nie tylko). Czy od zawsze wiedziałem, że tym się będę zajmować? Absolutnie nie. Przecież skończyłem Zarządzanie na UW, a śpiewać zacząłem uczyć się dopiero po studiach. Co prawda aktorstwo zawsze było dla mnie pociągające, ale nigdy w swojej głowie nawet nie dopuszczałem myśli, że faktycznie do pewnego stopnia pójdę w tym kierunku zawodowo. Z resztą powiem szczerze, że nadal uważam, że charakterologicznie nie pasuję do show buisnessu.




'

Jola: Kiedy poczułeś, że aktorstwo to twoja droga?

Jerzy: Hmm. Nigdy tego w pełni nie poczułem... Mam nadzieję, że pewnego dnia ta świadomość do mnie dojdzie. Oczywiście uwielbiam występować na scenie i wchodzić w buty innych postaci, ale, jak pisałem, bardziej postrzegam siebie jako wokalistę. Jakoś wewnętrznie czuję, że pełny zestaw emocji mogę przekazać wyłącznie przez śpiew.

Jola. Co było pierwsze aktorstwo czy śpiew?

Jerzy :W zasadzie cały czas krążymy wokół tych samych kwestii i mam wrażenie, że odpowiadam na nie „na okrągło”... Absolutnie śpiew był, jest i chyba zawsze będzie pierwszy. Aktorstwo to niezbędne dopełnienie śpiewu w moim aktualnym zawodzie teatralno-muzycznym.

Jola:. Jerzy, od 2007 roku jesteś związany z teatrem „Studio Buffo” w Warszawie. Możesz powiedzieć co Tobie dała ta współpraca?

Jerzy: Przede wszystkim tony doświadczenia zawodowego, umiejętności panowania nad stresem, odnajdywania się w trudnych i nieprzewidywalnych sytuacjach na scenie, pracy w różnych warunkach, z z kilku lub nawet kilkunastotysięczną widownią, z dziesiątkami muzyków i innych artystów, z najróżniejszym repertuarem, a także łączenia ruchu ze śpiewem i graniem. Dopiero w zetknięciu z innym środowiskiem w mojej branży (np. w TTBZ) uświadamiam sobie jak daleką drogę przeszedłem w tym zawodzie. To buduje.

Jola:. Jak teatr „Studio Buffo”, to musical „Metro.” Dla Ciebie jest główna rola Jana, jak Ci się gra tą postać, odczuwasz mniejszą tremę?

Jerzy: Zawsze odczuwam tremę. Być może teraz, po 13 latach nieco inaczej się ona objawia, ale nigdy nie wychodzę do pierwszej sceny całkowicie spokojny. Najważniejsze jest skupienie i umiejętność koncentracji. Jeśli trema nie wpływa negatywnie na te sfery, wszystko można przetrwać. Lubię postać Jana, bo ma dużo moich cech, a także kilka takich, które bardzo chciałbym mieć. To wdzięczna, wielowymiarowa postać.

Jola: Wiem, że w musicalu Metro grasz już kilkanaście lat. Czy ten staż sprawił, że łatwiej Ci się gra? Jest mniejsza trema, czy wręcz przeciwnie?

Jerzy: W zasadzie już odpowiedziałem na to pytanie:). Uważam, że trema musi być. Gdy znika, to znak, że artyście przestało zależeć na tym co robi i właśnie przepoczwarzył się w chałturnika...


Jola:. Co czułeś, kiedy w 2008 roku wygrałeś Koncert Debiutów w Opolu, jak wspominasz ten występ?

Jerzy: Byłem w szoku. Nie spodziewałem się wygranej. W końcu naprawdę byłem debiutantem - nie tylko w Opolu, ale w ogóle na scenie i w tej branży. Nie byłem dzieckiem festiwalowym, ani nawet średnio doświadczonym wokalistą. To były moje pierwsze kroki, więc stan szoku w mojej głowie utrzymywał się przez długi czas po wygranej. Oczywiście stres również był niemiłosierny. Pamiętam tylko, że nie mogłem sobie przypomnieć pierwszych słów piosenki póki nie zaczęła grać orkiestra.

Jola:. Znam Cię trochę i odnoszę wrażenie, że jesteś perfekcjonistą - czy to przydatna cecha w Twoim zawodzie?

Jerzy: Perfekcjonizm jest moją zmorą. Spędza mi sen z powiek. I myślę, że również wykańcza ludzi wokół mnie. Może akurat w Buffo na scenie jest to przydatna cecha, ale nie będę ukrywał, że wolałbym się jej całkowicie wyzbyć na życie. Myślę, że byłbym wówczas dużo spokojniejszym wewnętrznie człowiekiem.

Jola:. Tytuł twojej autorskiej płyty to „Przeze mnie, O mnie.” Zatem czego można się dowiedzieć o Jerzym Grzechniku, słuchając płyty?

Jerzy: Trzeba jej po prostu posłuchać! Tam tkwią wszystkie odpowiedzi! Nie będę przecież Wam ułatwiać zadania czczym gadaniem o sobie...

Jola:. Tworzenie własnego materiału to ciężka praca? Opowiedz coś o tym, jak to u ciebie wyglądało?

Jerzy: Nie postrzegam tego procesu jako ciężkiej pracy. Teksty same się tworzyły, a dźwięki same ze mnie wypływały. Najtrudniejsze było ich zapamiętanie i zapisanie (bo nie jestem zawodowym muzykiem, więc potrzebowałem pomocy innych). Praca nad aranżacjami też nie była prosta, ale miałem szczęście do niesamowicie utalentowanych ludzi, którzy zrealizowali wszystkie moje uwagi i zachcianki brzmieniowe. Dziś wiem, że najbardziej prawdziwe są te kompozycje, których nie musiałem w ogóle poprawiać i w czystej formie wylądowały na płycie.

Jola:. Planujesz wydanie drugiego autorskiego albumu?

Jerzy: Na ten moment, moim najważniejszym autorskim projektem jest moja Córeczka i to na pewno się nie zmieni. Jeśli przy natłoku obowiązków zostanie mi jeszcze czas i możliwości na pracę nad kolejnym albumem, to czemu nie? Mam nawet 2 piosenki, które nie znalazły się na pierwszym krążku i które już podczas pandemii ujawniłem światu. Można je traktować jako kolejny krok twórczy.

Jola: . Co dał Ci udział w programie „The Voice of Poland”?

Jerzy: To był bardzo duży krok w rozwoju mojej świadomości muzycznej. Prócz bezpośredniego zetknięcia się z naszą rodzimą branżą, Artystami z najwyższej półki, primetimem w telewizji i pracy w ekstremalnym stresie. Tak naprawdę Voice to showbiznesowy papierek lakmusowy i genialna reklama dla każdego wokalisty.

Jola:. W programie „ The Voice of Poland” współpracowałeś z Edytą Górniak. Skąd ten wybór?

Jerzy: Do Edyty zawsze miałem ogromny szacunek i sentyment. Swoją twórczością bez wątpienia wpłynęła na rozwój mojej wrażliwości muzycznej. Poza tym jest legendą, doskonałą wokalistką i ma korzenie w Buffo, więc wybór narzucał się sam;).

Jola. Który etap programu „The Voice of Poland był dla Ciebie najtrudniejszy? Przesłuchania w ciemno, bitwy, czy może występy na żywo?

Jerzy: Każdy etap był inny i każdy równie wymagający. Przesłuchania w ciemno chyba najbardziej mnie wykończyły nerwowo. Występ z Sarsą miał już zupełnie inny charakter- wspieraliśmy się wzajemnie i wspólnie szliśmy w ogień. Z kolei występy live zawsze niosą ze sobą dodatkową dawkę niezrozumiałego, paraliżującego stresu. Przez konsekwencje bycia oglądanym dosłownie wszędzie. Już nie mówiąc o tym, że w The Voice na każdym etapie uczestnikowi towarzyszy widmo odpadnięcia oraz prestiż całego formatu... to wszystko „siada” na mózgownicy.

Jola:. Jak wspominasz udział w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”?

Jerzy: Wspaniale. Ten program był spełnieniem moich marzeń z dzieciństwa. Miałem szczęście „pogrzebać” w wielu piosenkach, które odgrywały dla mnie szczególną rolę na przestrzeni okresu dorastania. Ogromna frajda i kolejne doświadczenie nie do opisania.

Jola:. Program ten to wyznanie aktorskie i wokalne, które z tych wyzwań było większe?

Jerzy.:Gdy człowiek już ma na sobie kostium i makeup, śpiew i aktorstwo zaczynają zlewać się w jedno. Wszystko idzie nowymi, innymi torami. Odgrywana postać zaczyna żyć swoim życiem niezależnym od nas. Ciężko to opisać. To naprawdę niewiarygodnie zjawisko.

Jola:. Najciekawsza metamorfoza programu to? I dlaczego akurat ta postać?

Jerzy:W sensie moja? Nie wiem. Każdą postać lubiłem i każda była zupełnie inna. Nie umiem wybrać jednej. Na Britney nauczyłem się bardzo wiele (choreografia, śpiew, latex;), Diana Ross pozwoliła mi odnaleźć w sobie dziesiątki cech mojej Mamy, a z kolei Neyo dał mi ostro do myślenia, bo obudził we mnie najprawdopodobniej dalekie czarnoskóre geny. Natomiast dzięki postaci Julio Iglesiasa, kilka miesięcy po programie, miałem okazję poznać samego Artystę. Te wszystkie doświadczenia są nie do przecenienia.

Jola:. Jakiś czas temu grałeś w serialu „ Na dobre i na złe”- jak to wspominasz? Możesz coś o tym opowiedzieć?

Jerzy: To bardzo miły epizod w moim życiu zawodowym. Serial „Na dobre i na złe” to pewnego rodzaju symbol. Na przestrzeni lat chyba każdy liczący się aktor na pewnym etapie się w nim pojawił. Czuję się ogromnie wyróżniony, że produkcja zaprosiła właśnie mnie do jednej z ról „powracających” w kilku odcinkach. Co więcej mój wątek (z Jędrkiem i dr. Consalidą) był nad wyraz poruszający i ciekawy. To nowe, intrygujące i w wielu sferach zaskakujące doświadczenie. Z technicznych kwestii - nie przypuszczałem, że na planie wszystko idzie tak szybko. Rach, ciach i po scenie. Zupełnie odwrotnie niż w teatrze. Miejsca zdjęć też były dla mnie zaskakujące - chociażby fakt, że korytarze i sale Szpitala w Leśnej Górze nie mają sufitów...

Jola:. Która z postaci była bliższa Tobie - dyrektor domu dziecka z serialu, czy Jan z musicalu „Metro”?

Jerzy;Nie będę ukrywać, że w Metrze jestem już „zadomowiony” od lat. W serialu z kolei miałem swoistą ewolucję postaci, a to zawsze jest atrakcyjne dla aktora. Byłem początkowo dość zamknięty i agresywny, ale w efekcie pokazałem bardziej ludzką twarz. Reasumując, obie postaci okazały się być mi zaskakująco bliskie.

Jola. Wolisz pracę w teatrze, czy na planach telewizyjnych?

To zupełnie inna praca. Nie mam jakiegoś gigantycznego doświadczenia na planach, choć prócz serialu brałem jeszcze udział w kilku produkcjach o charakterze filmowym. Jedno wiem- tam głównie się czeka. Samej pracy jest dosłownie odrobinka w stosunku do ogromu czasu oczekiwań na swoją scenę. W teatrze z kolei - podczas spektaklu wszystko idzie szybko. Można wszystko przeżywać wraz z postacią i widzami. Ale to ma swoje trudniejsze strony, bo nie można niczego powtórzyć. Mnie podobają się oba rodzaje pracy, choć teatr z racji doświadczenia jest mi na tym etapie bliższy.

Jola. Chodzisz do teatru jako widz, masz ulubioną sztukę?

Jerzy:To jest właśnie największy problem... że podczas sezonu nie mamy kiedy iść na sztuki do innego teatru. Jeśli pojawia się w naszym grafiku dzień wolny, to najchętniej odsypiamy, odreagowujemy albo spędzamy czas z rodziną. Odwiedzanie innego teatru w tym czasie niestety nie znajduje się w czołówce na liście priorytetów. Chociaż na szczęście zdarzają się wyjątki od tej reguły i niekiedy „przemieniam się” w widza. Jednak nigdy nie chodzę kilka razy na ten sam tytuł, więc ciężko tu mówić o ulubionej sztuce. Ostatnio widziałem kilka fajnych musicali - „Kinky Boots” z genialnym Krzysztofem Szczepaniakiem i „Aidę” z jedną z moich byłych, a zarazem ulubionych Anek z Metra - przecudowną Zosią Nowakowską.

Jola. Jakie masz hobby, co robisz w wolnym czasie?

Jerzy:Tego wolnego czasu zostaje zwykle (poza 3 miesięczną kwarantanną) jak na lekarstwo, ale jeśli mam chwilę, uwielbiam spędzać ją z moją 4 letnią córeczką, czytam, oglądam filmy i seriale na Netflixie, a czasami gram w przygodówki.

Jola. Jak zachęciłbyś młodzież do wizyty w teatrze?

Jerzy:Jeśli ktoś już wcześniej był w Buffo, nie trzeba go zachęcać, a dla tych, co jeszcze u nas nie zawitali, mogę powiedzieć tylko jedno: przyjdźcie. Atmosfery spektaklu muzycznego na żywo nie da się z niczym porównać. A Buffo, ze względu na swoje kameralne rozmiary oferuje jeszcze wyższy poziom intymności i emocjonalno-artystycznych odczuć. Kto wie, być może Wasza pierwsza wizyta w Buffo, na zawsze odmieni Wasze życie? Mnie odmieniła.

Jola. Co powiedziałbyś młodemu człowiekowi, który chce być aktorem, wokalistą?

Jerzy:Aby nigdy nie rezygnował ze swoich marzeń. Gdy człowiek rodzi się Artystą, pozostaje nim do końca życia. Nie ma większej frustracji niż męczyć się w branży, która nie pozwala Artyście rozwinąć skrzydeł. Jednocześnie nie można zapominać, że wrażliwość, mocne nerwy i twardy tyłek to nieodzowne warunki przeżycia na tym polu walki;).

Jerzy jeszcze raz Pięknie Dziękuję za rozmowę, była to dla mnie wielka frajda.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk