Osobiste Notre Dam De Paris


Dzień dobry w czwartkowe popołudnie

Wiecie już że nie dawno miałam okazję spełnić swoje kolejne marzenie. Jak zazwyczaj tak i tym razem wiązało się ono z moją pasją do musicali i pracy pewnego Jana. Znów poczułam że miejsce, które daje mi azyl i poczucie bezpieczeństwa to teatr.

Tym razem wraz z grupą bliskich mi osób odwiedziłam „Teatr Muzyczny im Danuty Baduszkowej  w Gdyni.”  Muszę powiedzieć, że nie wierzyłam ,w to że to  wszystko dzieje się naprawdę dopóki nie zasiadłam w pociągu do Gdyni. Wchodząc do teatru czułam, że będę światkiem czegoś niepowtarzalnie pięknego i wyjątkowego.

Myślałam, że musical „Metro” na zawsze zostanie moim osobistym numerem jeden jeśli chodzi o ten rodzaj sztuki. Jednak kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki spektaklu „ Notre dam de Paris.” Wiedziałam, że się pomyliłam.


Warstwa emocjonalna tego spektaklu rozłożyła mnie na łopatki. Przedstawienie to prezentuje olbrzymią paletę emocji. 

Moją osobę najbardziej dotyka wątek  Quasimodo. Czułam jego nieszczęście, czułam wykluczenie, czułam jego ból. Wiedziałam, że czuje się niezrozumiany gorszy inny niekochany, osamotniony.  Był gotów oddać wiele, aby czuć się akceptowanym kochanym, przestać czuć się odludkiem. Poczuć się pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Patrząc na tą nieszczęśliwą istotę ludzką. Czułam się tak jakby podano mi lusterko i kazano patrzeć na właśnie odbicie. Odbicie, którego udało mi się pozbyć dopiero kilka lat temu. Odbicie o jakim chcę zapomnieć. Odbicie, którego powrotu bardzo się boje,ja tego powrotu po prostu nie chcę. Zrobię wszystko żeby moje alter ego o imieniu  Quasimodo nigdy nie wróciło.

Dziś czuje się Esmeraldą, kobietą młodą piękną, kobietą która zna swoją wartość. Kobietą, która nigdy się nie podda. Kobietą jaka potrafi walczyć o swoje, potrafi spełniać marzenia. Podobnie jak Esmeralda ja też walczyłam o miłość ze strony swojego Phoebus'a.  Walczyłam do samego końca podobnie jak Esmeralda. Chciałam tylko podobnie jak i ona, by moje uczucie zostało odwzajemnione.

Niestety tak jak w przypadku młodej cyganki z Paryża. Moje uczucie umarło wraz z kawałkiem mojej duszy. Ten fragment duszy na zawsze zostanie przy moim Phoebus'ie.

Śpiewana przez Esmeraldę pieśń „ Ave Maria.” Sprawiła iż poczułam, że muszę wybaczyć Bogu to iż zabrał mi mamę. Zrozumiałam również, że żal i pretensje. Nie pomogą ani mi w dalszym życiu, ani mojej mamie w odpoczywaniu i życiu tam na górze w lepszym świecie. Prosiłam Marię wraz z Esmeraldą, aby chroniła mnie przed tym żalem i wybaczyła mi że on mimo upływu lat dalej jest we mnie Podczas tej pieśni po raz kolejny poczułam, że mama jest ze mną, że nasza miłość zburzy mury stawiane nawet  przez samą śmierć. 

Teraz wiem, że miejscem do którego zawsze mojego wejść z każdym problemem swym jest teatr.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

,,The show must go on"- Queen symfonicznie

Dwadzieścia lat, a może mniej.

,, Inny nie będę i nawet nie chce" śpiewa Marek Kaliszuk